W tym tygodniu zabrakło fascynujących wydarzeń, dlatego czuję dziwną pustkę dzieląc się z Wami jedynie przepisem. Choć z drugiej strony… w końcu dostałam własny egzemplarz naszej książki „Codziennie jest piątek. Szczęście po nordycku. Sztuka celebrowania każdej wolnej chwili”! Mogę nareszcie podziwiać zdjęcia, które zrobiłam w tym roku podróżując po Islandii, zdjęcia mojego najbliższego otoczenia, moich doświadczeń. Wiele miejsca poświęciłam północy z prostej przyczyny – to moja codzienność, znajome ścieżki, miejsca, które odwiedzam regularnie. Być może zabrzmi to śmiało (choć niekoniecznie rewolucyjnie), ale Reykjavík to nie Islandia w takim znaczeniu, w jakim często jest opisywana. W regionie stołecznym nie trzeba uważać na owce na drodze. W Kópavogur zima nie odetnie nikomu drogi do domu z powodu sztormu. Mieszkając w Akranes nie musisz mieć przykuchennej skrytki wielkości sypialni, żeby przeżyć zimę i nigdy nie zabrakło Ci mąki, czy Cheeriosów na śniadanie. Pogoda rzadko rządzi tym regionem, jak to robi w przypadku innych części wyspy. Ponadto dla mnie w samym słowie Północ brzmi jakaś niesamowita moc, tajemnica, niedostępność, ostrożność i szacunek.
To właśnie islandzka północ była kiedyś bardzo „duńska” i wpływy byłego okupanta były zdecydowanie mocniej i dłużej odczuwalne w okolicach Akureyri. Do dzisiaj islandzka starszyzna płci żeńskiej chętnie prenumeruje duńskie (i norweskie) magazyny. Koleżanka z pracy powiedziała mi kiedyś, że jej babcia chodziła na niedzielne spotkania podczas których rozmawiało się tylko po duńsku. Palców u rąk mi nie wystarczy, żeby policzyć znajomych mi Islandczyków, którzy a) mają członka rodziny mieszkającego w Danii, b) sami studiowali/mieszkali w kraju klocków Lego.

Nic dziwnego więc, że w bożonarodzeniowym menu pojawił się na stałe duński deser, czyli ris a la mande. Muszę przyznać, że próbując go na kilku bufetach świątecznych nie zasmakował mi jakoś szczególnie. Ot, zimny ryż. Dopóki nie zrobiłam go sama na podstawie przepisu z bloga Gulur Rauður, Grænn og Salt.
Ris a la mande
Składniki na ryżowy pudding:
200 g ryżu o drobnych ziarenkach (na Islandii np. River Rice)
100 cukru (ja dałam 70 g erytrolu i 50 g cukru)
1 laska wanilii – ziarenka
1 litr mleka
Pozostałe składniki:
200 ml śmietany kremówki
100 g płatków migdałów
Sos wiśniowy (np. Den Gamle Fabrik w słoiku)
Ryż, cukier, ziarenka wanilii i mleko, gotuj na malutkim ogniu przez około 25 minut. Po tym czasie wyłącz palnik, nałóż pokrywkę i pozostaw na pół godziny. Schłódź przez noc. Przed podaniem ubij śmietanę, wmieszaj delikatnie do wystudzonej porcji ryżowego puddingu razem z płatkami migdałów. Podawaj na zimno w pucharkach z podgrzanym sosem wiśniowym. Można podawać również z gorącym karmelem.
