Zaraza podana na zimno

Ten post nie miał nigdy prawa powstać, głównie dlatego, że nie ma nic wspólnego z kuchnią islandzką, a ja nie chciałam nigdy wychodzić poza te tematy. Również dlatego, że jeszcze pół roku temu słowo koronawirus ledwo istniało w naszych słownikach, dlatego nie byłoby o czym pisać. Ale zwyczajnie: jestem po prostu zła, tak po ludzku zła. I szukam kanału ujścia tego uczucia, które zbierało się we mnie już miesiąc z różnym poziomem intensywności. Chyba wszyscy czujemy złość, mniej lub bardziej ostentacyjnie. Wiedząc, że i tak to nic nie zmieni.

W środę, 1 kwietnia mieliśmy lądować we Wrocławiu. W czwartek chcieliśmy trochę się po nim powałęsać, ponieważ mój Wiking jeszcze tego pięknego miasta nie widział, a ja sama byłam tam ostatnio w 4. klasie podstawówki… Piątek miał być czasem na małe przyjemności w ukochanym Poznaniu i przyjazd do rodzinnego domu.

Dziś miałam biec w 13. Półmaratonie Poznańskim. Zamiast tego siedzę na kanapie (cóż za nowość) z laptopem na kolanach, stukam na klawiaturze słuchając (za) głośno Major Lazer i momentami zerkam za okno, gdzie szaleje burza śnieżna. Zamknięte drogi i ostrzeżenia pogodowe już przestały robić na mnie wrażenie, może do czerwca się odkopiemy.

Zaczęło się od odwołania półmaratonu, do którego trenowałam sumiennie całą zimę. Złość. Potem zaczęłam się zastanawiać, czy jak przylecę do Polski, to będę musiała odbyć kwarantannę lub, co gorsza, odbyć ją na Islandii po powrocie. Na Islandii pierwszy pacjent z koronawirusem został zdiagnozowany 28 lutego, niedługo potem wirus dostał się do Polski. Sytuacja dynamizowała się z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Na dzień przed zamknięciem przez Polskę granic zadecydowaliśmy, że jednak nie przylecimy. Za duża niepewność. Nadszedł piąteczek, piątunio (o ile pamięć mnie nie myli) i oho, Polska się zwija, problem rozwiązany. Te dwa dni były dla mnie najcięższe, psychicznie wysiadłam. Polska się zamyka, wszystko odwoływane, a Islandia się bawi.

Złość. Islandia nic nie robi. Liczba zarażonych rosła w zastraszającym tempie, kraje zaczynały zamykać swoje granice, odwoływano loty, świat się zatrzymał. Śmierć zakażonego turysty. A Islandia się bawi. Koronawirus przybył do nas z północnych Włoch i Austrii (słynny kurort Ischgl) i stał się przypadłością elity. W końcu nie ma za co obwinić imigrantów, czy turystów. COVID-19 pojawił się na wyspie dzięki niepowstrzymanej miłości niektórych Islandczyków do nart. W Polsce zamykają szkoły, galerie, instytucje kultury, a na Islandii nic się nie dzieje. Tutejsza Polonia czerwienieje ze złości, i zastanawia się w jakim żyje „ciemnogrodzie”, bo Islandury chodzą sobie na basen, Islandia zaprasza ciągle turystów, dzieci chodzą do przedszkola. Nie zauważono tego, że zostały poczynione jakieś kroki: zachęcono do mycia rączek, zakazano odwiedzin w szpitalach, domach opieki, osoby z chorobami towarzyszącymi zaczęły się same izolować od społeczeństwa. I testy. Zaczęły się testy na potęgę. Od samego początku został wprowadzony system obejmowania kwarantanną osób, które miały styczność z osobą zakażoną, bądź podejrzewaną o nosicielstwo wirusa.

Kiedy naczelny epidemiolog krajowy, Þórólfur Guðnason powiedział na konferencji prasowej, która notabene odbywa się codziennie o godzinie 14 i jest najrzetelniejszym źródłem informacji na wyspie o sytuacji związanej z COVID-19, że liczba zarażonych jest kompletnie nieistotna, ponieważ służbom zależy na tym, żeby chronić grupy ryzyka, w internecie zawrzało. Zostało to źle zinterpretowane, głównie w środowisku imigrantów. Tutaj od początku pojawił się problem, bowiem wszelkie dane i informacje były jedynie oszczędnie tłumaczone, nie były one OBJAŚNIANE. Język islandzki znam na tyle dobrze, że poczułam się bezpieczniej, bo zaczęłam rozumieć islandzką strategię walki z tym dziadostwem.

fullsizeoutput_12a

Þórólfur dzień później wytłumaczył dokładnie co miał na myśli i przeprosił za nieszczęśliwy dobór słów. Jak się okazuje, wiele zakażonych osób wykazuje łagodne objawy, bądź nie ma ich wcale. Oczywiście – mogą ciągle zarażać, dlatego należy je izolować, ale w domach, bądź specjalnie do tego wynajętych pomieszczeniach, jeśli nie mają warunków do odbycia kwarantanny w domach. Od samego początku kwarantanną nie był objęty tylko dany obywatel, ale wszystkie osoby, które mieszkają razem z nim. Wydaje się być to oczywiste. Długo jednak nie było dla polskiego rządu.

Właśnie, rządu. W Islandii rękę na pulsie trzyma trzech muszkieterów: Víðir Reynisson – policjant z Departamentu Ochrony Ludności i Zarządzania Kryzysowego (Almannavarnadeild ríkislögreglustjóra), Alma Möller – Naczelny Lekarz Krajowy i wspomniany już Þórólfur Guðnason. To oni organizują konferencje prasowe, odpowiadają na pytania dziennikarzy, proponują zaostrzenia, które są potem zatwierdzane przez rząd. Koronawirusem w Islandii nie rządzą politycy, tylko specjaliści. Ministrowie głowią się nad ratowaniem gospodarki. Epidemia nie jest żadnym polem do popisu dla polityków. Nikt nie ma zamiaru na niej się „wybić”. O wyborach prezydenckich w czerwcu nikt jeszcze nie mówi, bo po pierwsze: sytuacja się zmienia z dnia na dzień i w czerwcu być może głosowanie w normalnych warunkach będzie już możliwe, po drugie: żaden kontrkandydat jeszcze się nie pojawił i zapewne Guðni Th. wygłosi następne orędzie noworoczne 1 stycznia 2021 roku. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Z czasem Islandia zaczęła swoje #stayhome (#vertuheima), głównie dzięki retoryce wyżej wymienionej grupie. Szczególnie wtedy, gdy Islandia dołączyła do obowiązującego zakazu podróżowania do strefy Schengen i wprowadzono kolejne obostrzenia, które nas teraz obowiązują. Zostały one wprowadzone stopniowo, ponieważ nie było potrzeby zamykania kraju. Wszystkie inne i tak są już zamknięte. Największe ognisko wirusa na ten moment było tylko w okręgu stołecznym (i nadal jest), dzięki systemowi kwarantanny, rozprzestrzenianie wirusa odbywa się dosyć wolno. Kupujemy czas. Nie mamy żadnego szpitala zakaźnego. Mamy tylko jeden oddział. Od samego początku mieliśmy wkładane do głowy: masz objawy, wróciłeś z zagranicy? Nie przychodź do szpitala, DZWOŃ! Zazwyczaj na drugi dzień dana osoba podjeżdża samochodem pod specjalnie wyznaczone miejsce pod przychodnię i ma robiony test. Nie ma jeżdżących szaleńczo karetek, w których wozi się gorączkujących pacjentów, które wyłączają z użytku pół szpitala, bo okazuje się, że dana osoba jest zarażona. Islandia nie może sobie na to pozwolić. W kraju są dwa oddziały COVID-19, jeden w Landspítali w Reykjavíku i jeden w Sjúkrahúsið á Akureyri, czyli w moim mieście. Do tego przystosowano jeden z samolotów ratunkowych do transportowania osób zakażonych gdy zajdzie potrzeba hospitalizacji bądź personelu medycznego. Osoby z łagodnymi objawami, nie wymagające pomocy hospitalizacyjnej są po prostu izolowani we własnych domach i tam dobrzeją. Dzieci nie wykazują prawie żadnych objawów, o ile w ogóle się zarażają, dlatego przedszkola i szkoły są nadal otwarte, głównie po to, żeby mogły do niej chodzić dzieci pracowników służby zdrowia, policji, osób, które ciągle muszą pracować i nie były zostawiane z dziadkami, czyli grupą wysokiego ryzyka. Kto może – pracuje z domu. Wtedy dzieci najczęściej zostają w domach, bądź uczęszczają do szkoły co drugi dzień w mniejszych grupach (to popularne rozwiązanie stosowane przez wiele placówek). Co więcej, dzieci z danej grupy nie mogą się spotykać z drugą grupą poza szkołą.

Niedawne sondaże wykazały, że Islandczycy są bardziej zmartwieni stanem gospodarki po pandemii niż wirusa. Tysiące osób straciło pracę, niektórym zredukowano etat. Ja pracuję obecnie na 25% etatu, do 1 czerwca otrzymam wyrównanie wypłaty z Urzędu Pracy, lecz co dalej? Czy nagle w czerwcu, gdy wszystko powoli zacznie się normować, będzie więcej pracy? Więcej turystów?

Żeby zrozumieć to , co się obecnie u nas dzieje, trzeba zdać sobie sprawę, że Islandia liczy obecnie prawie 365 tysięcy mieszkańców. Obok kilku mniejszych lotnisk w kraju, mamy to jedno duże w Keflavíku, które przyjmuje zdecydowaną większość turystów i obsługuje podróżujących Islandczyków. Czujemy mimo wszystko większą kontrolę nad wirusem, ja czuję się bezpiecznie. Dzisiaj na konferencji naczelny epidemiolog dziękował za 95% poparcia społecznego dla ich działań. To, że wiele instytucji jeszcze działało przed zaostrzeniem zakazu zgromadzeń, nie oznacza, że trzeba było je odwiedzać bez potrzeby i Islandczycy w większości to rozumieją. Do pozostania w domach zachęca pogoda, która nie zapowiada rychłej wiosny. Codzienne konferencje prasowe są relacjonowane na żywo w telewizji, radiu i internecie, dlatego społeczeństwo jest bardzo dobrze informowane na bieżąco. Wszystkie dane liczbowe oraz porady są publikowane w kilku językach na stronie internetowej http://www.covid.is, która jest codziennie o godzinie 13 aktualizowana. Od  2 kwietnia można pobrać specjalnie zaprojektowaną aplikację, która pomoże w lokalizacji miejsc, w których przebywała osoba zakażona, bądź podejrzewana o zakażenie wirusem. Ostatnie dane wskazują, że na swoich telefonach posiada ją już 108 000 mieszkańców. Kolejną specyfiką islandzkiego społeczeństwa jest to, że wielu seniorów przebywa w domach opieki, bardzo rzadko zdarza się, że wielopokoleniowa rodzina mieszka pod jednym dachem. Do domów opieki koronawirus nie może się dostać, dlatego bardzo wcześnie wprowadzono zakaz odwiedzin. Zdecydowanie jednym z najbardziej wzruszających momentów dla wszystkich było wydarzenie zorganizowane przez artystów, kiedy to pod oknami domów opieki śpiewali dla seniorów islandzkie klasyki.

Po drugie, postawiono na testy. Testuje się niemalże wszystkich, którzy mogli mieć styczność z osobą o pozytywnym wyniku. Szczególnie członków rodziny. Nie zawsze również trzeba mieć objawy. Może być tak, że czeka się z testem, dopóki dana osoba nie wykaże objawów, ale co ważne – jest ona już objęta kwarantanną i nie roznosi wirusa. Do tej pory wykonano aż 25 394 testów, co stanowi prawie 7% całego społeczeństwa! Należy również dodać, że obecnie aż 54% osób z pozytywnym wynikiem już była w kwarantannie. Testy wykonuje nie tylko narodowa służba zdrowia, lecz również firma deCODE genetics (Íslensk erfðagreining) należąca do Káriego Stefánssona. Robi to w ramach badań dotyczących rozprzestrzeniania się wirusa w społeczeństwie i wykonuje badania na terenie całego kraju zapraszając do niego każdego nieodpłatnie, nawet bez objawów, czy jakichkolwiek powiązań z osobami zarażonymi. Miejsca rozchodzą się bardzo szybko, mnie udało się zapisać na pierwszy wolny termin 14 kwietnia. Niestety, kiedy dowiedziałam się jak głęboko wkładany jest do nosa patyczek zaczęłam się zastanawiać, czy się nie wypisać…

Zapytacie: co nam wolno, a czego nie? Do 4 maja obowiązuje nas kilka zasad:

  • Od 24 marca obowiązuje zaostrzony zakaz zgromadzeń powyżej 20 osób. Wcześniej było to 100 osób. Limit obowiązuje w przestrzeni publicznej jak i prywatnej. Wszędzie, gdzie dochodzi do takich spotkań, musi być zachowana odległość 2 metrów. Dotyczy to nawet rozsadzenia członków talk-show w telewizji, transportu publicznego i miejsca pracy.
  • Wyjątkiem od powyższej reguły są sklepy wielkopowierzchniowe, na których terenie może przebywać do 100 osób, które muszą przebywać w odległości 2 metrów od siebie. Sklepy spożywcze o powierzchni większej niż 1000 m2 mogą pomieścić dodatkowo jedną osobę na każde 10 m2, jednak nigdy nie może być to więcej niż 200 osób.
  • Zamknięte są baseny siłownie, miejsca rozrywki i muzea, salony fryzjerskie, salony kosmetyczne, gabinety masażu, stoki narciarskie, centra sportowe, biblioteki, itp.
  • Zajęcia w szkołach ponadpodstawowych i na uniwersytetach są odwołane. Nauczanie odbywa się przez internet.
  • Restauracje, które mają możliwość dostosowania się do obowiązujących rozporządzeń nadal przyjmują gości na sali, ale… tych gości raczej nie ma. Dlatego duża część z nich działa teraz na wynos i dowóz.

Możemy chodzić na spacery. Wręcz jesteśmy do tego zachęcani. Ale jesteśmy również zachęcani do tego, żeby z domu nie wychodzić. Ferðumst innanhús. Podróżujemy po domu. Wielkanoc to dla Islandczyków czas odwiedzania domków letniskowych, czy wyjazdów na narty. W tym roku rzeczywiście z tego rezygnują. Wiele związków zawodowych, które wynajmują orlofshús zamknęły zapisy. Od jakiegoś czasu w internecie krąży zdanie Ég hlýði Víði – Jestem posłuszna Víðirowi. To już jest właściwie zobowiązujące oświadczenie, które oznacza, że nie wychodzę z domu bez potrzeby, jeśli źle się czuję, zostaję w domu i nie narażam innych ludzi na jakiekolwiek zarażenia w pracy, na zakupy chodzi u nas jedna osoba z listą, żeby nie przebywać długo w skupiskach ludzi, robię zakupy na Wielkanoc z wyprzedzeniem (czyli dzisiaj), dzwonię do bliskich i czytam. Bo Islandia ma zamiar pobić rekord świata w czytaniu w czasie epidemii. Podróżuję po domu, nawet jeśli to ma oznaczać ciaśniejsze dżinsy.

I choć czasami nienawidzę Islandii (tak, tak właśnie jest), jestem wdzięczna za to, że akurat teraz jestem tutaj i czuję się bezpiecznie. Że rozumiem, dlaczego akurat Islandia nie musi zamykać granic. Że mieszkam na samym środku oceanu. Że mamy tylko jedno duże lotnisko. Że u nas nie zabraknie sprzętu ochronnego w szpitalu. Że rozumiem Víðira i spółkę. Czasem mam wątpliwości. Co jeśli się ześlizgniemy?

Czuję nadal złość, bo tęsknię i boję się o bliskich w Polsce. Przestałam jednak śledzić polskie wiadomości, bo nagłówki doprowadzały mnie do szału. Komentujący ludzie w internecie mają teraz tyle czasu, że panika leje się strumieniami. Sposób przedstawiania jakichkolwiek informacji w Islandii daleki jest od sensacji. Jest prosty, informatywny, bez żadnych tajemnic. Godzina 14, czyli początek konferencji, to czas największego przeciążenia łącz internetowych.

A że wszyscy lubimy liczby, to podam ich kilka na dzień 5 kwietnia: 1.486 potwierdzonych przypadków zakażenia koronawirusem, z czego wyzdrowiało 428. 1.054 znajduje się w izolacji, 5.511 przebywa obecnie w kwarantannie, 11.657 zakończyło kwarantannę, 38 osób przebywa w szpitalu, z czego 12 na intensywnej terapii, 5 zgonów.

Oby to wszystko szybko się skończyło.

fullsizeoutput_128

 

Reklama

6 komentarzy Dodaj własny

  1. Jacek pisze:

    Dziękuję za ten wpis. Nie cierpię polski i polaków a muszę tutaj żyć. Chory kraj i chorzy ludzie i nie mówię o wirusie. Jedynie politycy mają możliwość wypowiadania się na temat wirusa, podejmują jedynie takie decyzje które nie przeszkodzą im w przeprowadzeniu wyborów. Kuriozalne pomysły są wymyślane na kolanie – bez jakiejkolwiek refleksji i oceny ich wpływu na całokształt. Ech… ciężko jest być polakiem. Jednak niestety za stary jestem aby teraz to zmienić.

    Polubienie

    1. vikingaland pisze:

      Jest mi zwyczajnie przykro patrząc na to, co się dzieje w Polsce, zawsze było, nawet gdy tam mieszkałam. I ciężko mi zrozumieć te pomysły tworzone „na kolanie”.
      „Mądry Polak po szkodzie” – to zawsze takie aktualne i chyba w tym przypadku też się sprawdzi, choć musi upłynąć jeszcze sporo czasu.

      Polubienie

    2. Aleksandra pisze:

      Zazwyczaj tego nie robię, bo szkoda prądu (choć akurat w przypadku Islandii to nietrafione określenie), ale fragment „Nie cierpię polski i polaków a muszę tutaj żyć.” naprawdę mnie poruszył. Po pierwsze, nazwy krajów i mieszkańców tych krajów piszę się wielką literą. Pisząc małą, nie deprecjonujesz Polski ani Polaków, lecz dajesz świadectwo swojej małości lub braku znajomości języka polskiego. Po drugie, wierz mi, nigdy nie jest za późno. Jeśli zbyt ciężko być Polakiem, nawet „za starym”, to jednak zdecyduj się na zmianę. Powodzenia.

      Polubienie

      1. Jacek pisze:

        Cóż.. wiedziałem że taki wpis sprowokuje kogoś do wypowiedzenia się.
        Dwa jakże ciężkie i ważkie stwierdzenia: błąd ortograficzny i propozycja wyjazdu. Masz rację – szkoda prądu ale wyjaśnię.
        „polska i polacy” – użyłem tego zwrotu premedytacją. Nie darzę szacunkiem ani kraju ani narodu.

        Wyjeżdżać nie zamierzam – zbyt wiele tu zainwestowałem żeby rozpoczynać od początku gdzieś indziej. Zresztą argument w stylu „nie podoba się to wyjedź” jest absurdalny. Sugeruje brak możliwości krytycznego odniesienia się. To takie wręcz faszystowskie stwierdzenie. Połowie narodu się aktualnie nie podoba, tej wrażliwszej, lepiej wykształconej i z większych miast. Mają wszyscy wyjechać? Niestety rządzi wieś, pleban i straszni ludzie z faszystowskimi poglądami polaka katolika. Jeżeli w końcu nasz kraj się ucywilizuje i dostosuje kiedyś swoje standardy do europejskiej cywilizacji 21 wieku to wyjadą ci którym z kolei to się nie będzie podobać? Tak to ma wyglądać? Tak mam to rozumieć? Nie zmieniajmy, wyjeżdżajmy! Serio…

        Może i według Ciebie daję takimi wpisami świadectwo swojej małości ale z kimś kto odpowiada w sposób podobny do Twojego (oklepane argumenty związane z ortografią, personalne uwagi oraz żenująco sugeruje wyjazd jak się nie podoba) polemizować nie zamierzam. Mimo wszystko miłego dnia życzę.

        Polubienie

  2. Maggie pisze:

    Super tekst, ale niestety nie rozumiem tego porównywania Polski do Islandii. Islandia jest malutkim krajem i zdecydowanie łatwiej jest podporządkować mniejsze społeczeństwo niż całe aglomeracje. Pogoda w Polsce też nie sprzyja do siedzenia w domu. niestety ludzie to ciemnogrod- jeśli nie byłoby obostrzeń nadal lataliby po dworze i krzyczeli, że zły rzad, że nic nie robi. Dlaczego uwazasz, że wszystko jest na kolanie pisane? Pokażi Panstwo, które było gotowe na pandemię?? Jedno chociaz…Nie ma Cię tu, nie widzisz co się dzieje, jak zachowują się ludzie. Brak maseczek??? Sąsiad ma 500 szt. – Janusz biznesu i nie tylko on kupił tyle. Idąc z psem na spacer widzę młodzież i żuli jedni pod jednym drzewem drudzy pod drugim, ale oni chorzy nie sa i nie będą pija Wińsko z jednej butelki, podjezdza patrol policji, a oni rzucają hasło konstytucja…. Ja utknęłam w Polsce i nie mam możliwości w tym momencie powrotu na Islandię i bardzo się cieszę, że w tym czasie tu jestem. Uważam, że rząd, samorządy, policja robią co mogą aby zapanować nad głupota ludzka,bo tylko przez to szerzy się wirus. Proszę pisz nie porównując, bo wywolujesz tylko hałos i wzbudzasz tylko w ludziach rozgoryczenie.

    Polubienie

    1. vikingaland pisze:

      Akurat nie miałam zamiaru pisać porównując, bo sytuacja w obu krajach jest zupełnie inna, podobnie jak mentalność. Chciałam jedynie wyjaśnić, dlaczego, jako jeden z niewielu krajów w Europie, nie jesteśmy kompletnie zamknięci pomimo sporej liczby zakażeń. Póki co, ta strategia odnosi sukces, przyszłość pokaże, jak ostatecznie świat poradził sobie z pandemią.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s