Grudzień zaczął dość niespodziewanie, bo z dziesięcioma stopniami na plusie i sztormem, iście wiosennym. O nadchodzących świętach nie da się jednak zapomnieć na Islandii, głównie dzięki lampkom, które w nieprzyzwoitych ilościach atakują nas z każdego okna oraz coraz to częstszych prośbach o wyartykułowanie swojej listy życzeniowej z prezentami pod choinkę. I nawet w całej tej modzie na zero waste nadal trudno jest przekonać bliskich, że w tym roku chcę adoptować pandę za 50 funtów. Wiecie, że na wolności żyje tylko 1860 pand olbrzymich na świecie?
W wielu domach już zaczęło się pełną parą świąteczne pieczenie. Na Islandii nie ma czegoś takiego jak: „Zostaw, to na święta” i „Jedz, bo się zmarnuje”. Jak się zrobi, to się je. Ciasteczka są wyciągane codziennie z zamrażarki, żeby cieszyć się grudniowymi smakami dłużej niż tylko kilka dni w roku. To zachowanie może tłumaczyć fakt, że na wyspie nie przygotowuje się 12 dań i 6 ciast, ale jedno główne danie w Wigilię i dodatki oraz deser. Sekwencja zostaje powtórzona dzień później, 25 grudnia, a w drugie święto dojada się ewentualne resztki wraz ze słodyczami, a dzień później już ma prawo wjechać pizza.
Jestem prawie stuprocentowo pewna, że Wam, szczególnie jeśli jesteście w swoich domach w Polsce z rodziną, nie grozi telefon po pizzę. Jeśli chcecie odświeżyć odrobinę Wasze świąteczne menu i spróbować czegoś nowego w duchu nordyckim, to mam dla Was coś idealnego! Ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo intensywne. Dołączyłam do ekipy projektu Nordic Talking, która zaprosiła mnie do dużego i jednocześnie ekscytującego przedsięwzięcia! Otóż w listopadzie ukazał się e-book zatytułowany „Nordyckie święta od kuchni”, w którym znajdziecie 50 przepisów na Boże Narodzenie w nordyckim duchu. Aż 26 Miłośników Północy z mediów społecznościowych pracowało w pocie czoła nad tymi przepisami, żeby każdy z nas mógł cieszyć się ich wyjątkowym smakiem podczas tych świąt. Jest to dla mnie niesamowite wyróżnienie. Coś tam sobie od jakiegoś czasu kucharzę, ale nigdy nie sądziłam, że to kiedyś faktycznie wyjdzie poza moją kuchnię 😉 W tym roku pokonałam strach i stałam się mistrzem islandzkich sörur, na które przepis znajdziecie właśnie w e-booku! Więcej o tym jak to się stało w następnym odcinku świątecznego serialu.
E-booka możecie kupić tutaj. Cały dochód zostanie przeznaczony na organizację kolejnej edycji festiwalu Nordic Talking, a każde 9 zł wspomaga pomorski Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja”.
Dziś mam dla Was nowy, świąteczny przepis, banalny w swojej prostocie. Jedną z popularnych słodkości na Islandii, niekoniecznie stricte świątecznych są małe beziki. Najczęściej z lukrecją i czekoladą, czyli lakkristoppar. W związku z tym, że lukrecja nadal pozostaje dla mnie przeszkodą nie do obejścia, postawiłam na samą czekoladę z kawałkami karmelu i soli. Chciałam zobaczyć, o co tyle szumu, to tylko beza 😉 Fenomen polega na tym, że deser przygotowuje się błyskawicznie, używając bardzo mało naczyń, a jak macie robota planetarnego, to właściwie beziki robią się same. Jeśli przepadacie za tego typu słodkościami – oto przepis!
Marengstopppar
Składniki:
3 duże białka
200 g cukru z melasą, na Islandii nazywa się púðursykur, można zastąpić zwykłym cukrem, bądź trzcinowym.
100 g czekolady (ja użyłam z kawałkami karmelu i solą, deserowa będzie tutaj świetnie pasować! Możecie również podwoić jej ilość, 100 g to minimum)
Wykonanie:
Nagrzejcie piekarnik do 120 stopni (termoobieg). Ubijcie białka z cukrem na bardzo sztywną pianę (5-10 min) dopóki masa nie będzie błyszcząca. Dodajcie pokrojoną na małe kawałki czekoladę i wmieszajcie delikatnie do masy. Łyżeczką nakładajcie beziki na wyłożoną papierem do pieczenia blachę. Ja pomagałam sobie drugą łyżeczką, ponieważ masa była dość klejąca. Pieczcie ok. 30-40 minut. Dokładny czas pieczenia zależy od piekarnika, jeśli beziki zaczynają mocno pękać, to znaczy, że z pewnością są gotowe. Radzę je dokładnie obserwować po ok. 25 minutach. Ja piekłam prawie 40 minut. Po wyjęciu z piekarnika zostawcie je na blaszce do wystygnięcia.
Jeden komentarz Dodaj własny