Dni stają się już coraz krótsze. Dzień budzi się coraz później, każdy poranny bieg zaczyna się i kończy w ciemności. Szczyty Hlíðarfjall i Súlur niemal całkowicie pokryły się świeżym śniegiem. Póki co, natura oszczędza Akureyri i oprócz cienkiej pokrywy kryształowego lodu na chodnikach, zima pozostaje tam, w górach. Następny tydzień zapowiada się ciekawie. Wiatr, śnieg, mróz… To już. Nadchodzi najmroczniejsza i najpiękniejsza pora roku. A ja powracam ze wspomnień o urlopie do bezlitosnej rzeczywistości i znów zajadam się goframi i skyrem.
Pora roku, podczas której spożycie czekolady szybuje niebotycznie w górę. To idealny czas na gorącą czekoladę z puszystą bitą śmietaną, czekoladki ukryte w pierwszych, świątecznych opakowaniach pojawiających się w sklepach, czy świeżo upieczone ciasteczka z kawałkami czekolady. Jedyne, czego pragniemy w tym pogodowym, jesienno-zimowym transferze to kanapa i koc, najlepiej z herbatą i małą przekąską.
Döðlur oznacza po islandzku daktyle. gott – smakołyk, łakocie. Daktylowy smakołyk – czyli ratownik ciężkich chwil, pocieszacz w smutnych momentach, przysłowiowe „coś do kawy”. Daktyle – samo zdrowie! Tak pewnie pomyślicie. Otóż, jak ze wszystkim, odpowiedź brzmi: to zależy. Tradycyjny przepis, oprócz zdrowego cukru z daktyli zawiera również masło, dodatkowy cukier i Rice Krispies, czyli chyba najbardziej znane płatki śniadaniowe marki Kellogg’s. Popularna jest również wersja z kawałkami lukrecji. Döðlugott nierzadko można spotkać w piekarniach, czy kawiarniach. Magia tego rarytasu tkwi w jego idealnym balansie cech sobie przeciwstawnych: miękkości daktyli, chrupkości Rice Krispies i dodatkowych łączników smaku w postaci masła i cukru. Tutaj właśnie jest miejsce na wyświechtany slogan: po prostu rozpływa się w ustach…
Skłamałabym twierdząc, że zajadam się tradycyjnym döðlugott. Jakkolwiek uwielbiam daktyle, tak masło, czy tona dodatkowego cukru nie brzmi dla mnie zbyt zachęcająco. Lukrecja już w ogóle… Aż do momentu, w którym natknęłam się na pewien przepis w islandzkim magazynie kulinarnym Gestgjafinn (isl. gospodarz), który swego czasu prenumerowałam, głównie dla pięknych zdjęć… Był to przepis na wegańską krajankę z daktyli i preparowanej komosy ryżowej. Następnego dnia miałam już wszystkie składniki, a dwa dni później, co chwilę wyciągałam coraz więcej kawałków z zamrażarki. Zwyczajnie nie mogłam się im oprzeć. Po metodzie prób i błędów, dodając coś od siebie, stworzyłam przepis idealny. Nie wymaga pieczenia, jedynie dobrego blendera. Idealna przekąska na kaffihlé (czyli przerwę na kawę). W każdej chwili możecie wyjąć kawałek z zamrażarki i wziąć ze sobą do pracy w pudełku. Jeśli chcecie zjeść od razu, radzę odczekać 5-10 minut, żeby uniknąć niezaplanowanej wizyty u dentysty.
Döðlugott – przepis na formę żaroodporną z Ikei, 21x21cm
Składniki:
400g daktyli
100g uprażonych wcześniej orzechów (mi najlepiej smakują laskowe, włoskie i migdały)
100ml roztopionego oleju kokosowego
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
4 łyżki kakao (ja używam surowego, jest bardzo delikatne w smaku!)
50g ekspandowanej komosy ryżowej lub ekspandowanego ziarna prosa, czyli potocznie jagły (tańsze i łatwiej dostępne, ja swoje przywiozłam z Lidla)
20g surowych ziaren kakaowca (nie są one konieczne, ale naprawdę warto!)
Opcjonalnie: suszone owoce (np. żurawina)
Polewa: 100g gorzkiej czekolady (70% to dobry kompromis)
Wykonanie:
Daktyle zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na co najmniej 10 minut. Orzechy siekamy w blenderze. Odcedzamy daktyle i dodajemy do orzechów. Blendujemy. Olej kokosowy roztapiamy, dodajemy do niego kakao i ekstrakt waniliowy, dobrze mieszamy. Przelewamy do blendera i łączymy wszystko razem. Wyciągamy masę i wkładamy do większej miski. Masa powinna być lepka. Dorzucamy ekspandowane ziarna, ziarna kakaowca i dodatki opcjonalne i dokładnie mieszamy wszystko razem, najlepiej rękoma lub drewnianą łyżką. Spód formy warto wyłożyć folią spożywczą, żeby łatwiej było Wam wyjąć gotowe ciasto z formy. Wykładamy masę i rozprowadzamy ją na dnie, warto zrobić to rękoma, wtedy masa będzie równomiernie rozłożona. Wkładamy do lodówki. Kiedy ciasto twardnieje, przygotowujemy polewę. Czekoladę rozpuszczamy (w kąpieli wodnej lub mikrofalówce z odrobiną napoju roślinnego lub mleczka kokosowego), studzimy kilkanaście minut. Smarujemy na wierzchu naszej masy i wkładamy znów do lodówki na co najmniej godzinę. Kroimy na mniejsze lub większe kawałki – według upodobań. Można je trzymać kilka dni w lodówce oraz zamrozić. Szczególnie polecam tę ostatnią opcję! Verði ykkur að góðu!
Przepis brzmi nieziemsko! Mam wiekszosc skladnikow oprocz ekspandowanej komosy, ale jak tylko zdobede to wyprobuje bo mam daktyle z ktorymi nie mam pojecia co zrobic 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cieszę się, daj znać jak wyszło! 🙂
PolubieniePolubienie
Zrobilam! Troche mi to zajelo, bo nie moglam nigdzie znalezc ekspandowanej komosy ale w koncu znalazlam na Amazon. Smakolyki sa pyszne i bardzo sycace. Jedynym odstepstwem od Twojego przepisu bylo uzycie karobu zamiast kakao i mieszanki 85% i 90% gorzkiej czekolady (bo tylko to mialam). Dziekuje za przepis! Na pewno bedzie wykorzystywany wiele razy, bo nie lubie kupowac gotowych przekasek 🙂
PolubieniePolubienie
Super! 🙂 Ja właśnie zajadam się moimi zapasami 🙂 Bardzo fajne zamienniki! Smacznego 🙂
PolubieniePolubienie