Korzystając z faktu, że oboje z mężem mieliśmy wolny weekend, postanowiliśmy odbyć małą sælkeraferð, czyli food trip. Zastanawiam się, czy istnieje w ogóle polski odpowiednik tego wyrażenia. Google Tłumacz robi to dosadnie i bez zbędnego upiększania. Po prostu wyprawa na jedzenie. Przyznam, że była to pierwsza, świadomie odbyta wycieczka do restauracji w celu jej udokumentowania i opisania na blogu. Tworzy ona mianowicie nowy cykl: Vikingaland w podróży. Póki co, po Islandii. Mamy nadzieję, że na tyle nam się poszczęści, że będę mogła również raczyć Was kuchennymi reportażami z innych miejsc na świecie. Nie, nie tylko z Polski.
Wybraliśmy się więc na jedzenie do Hauganes – wioski oddalonej ok. 30 km od Akureyri w kierunku Dalvíku. Hauganes znane jest przede wszystkim z oferowanych wycieczek w celu zobaczenia wielorybów i geotermalnych basenów o rozmiarze jacuzzi, skąd mamy tylko kilka kroków do morza, w którym można się odrobinę schłodzić.
W Hauganes mieści się jeszcze jedna atrakcja: restauracja Baccalá, której mocnym punktem jest ryba, łowiona kilkaset metrów dalej… Wystrój restauracji przypomina łódź Wikingów, nam przytrafiło się akurat miejsce na zewnątrz, ponieważ cała restauracja w środku była zarezerwowana, dlatego koce uratowały sytuację. Menu jest krótkie i typowo islandzkie. Pizza, hamburgery, grillowane kanapki i dania rybne. Może to mocne uproszczenie, ale niestety to rzuca się w oczy jako pierwsze. Pozwólcie, że skupię się na rybach: do wyboru mamy zupę rybną (a Islandczycy naprawdę umieją w zupy rybne), klasyczne fish&chips czyli rybę w panierce z frytkami, filet z dorsza z ziemniaczkami, czy… pizzę z soloną rybą i czarnymi oliwkami. Ja skusiłam się właśnie na pizzę Baccalá. Pizza została podana z sosem chili. Kawałków ryby mogłoby być trochę więcej, z drugiej strony była ona tak słona, że można spokojnie uznać, że równowaga została zachowana. Dużo sera, wyraźnie było czuć oregano i sos pomidorowy. Spód od pizzy miał dość daleko do krewnych z Włoch, był sztywny, ale za to na zakwasie. Pizza nie była szczególnie ogromnych rozmiarów ale ostatni kawałek został zjedzony zgodnie z zasadą #nowaste, czyli po polsku „najadłam się, ale no przecież nie zostawię, bo zapłaciłam”. Jak na osobę, która nigdy nie przepadała za rybami, to połączenie zaskakująco bardzo przypadło mi do gustu i mam nadzieję, że będę miała jeszcze okazję ją zjeść. Mój mąż zamówił pizzę z szynką, która okazała się… przyzwoitą pizzą z szynką i na tym chyba można zakończyć. Ceny są nieco niższe niż te „miastowe”, ja za moją pizzę zapłaciłam 2100 koron (ok. 63 zł), pizza z szynką kosztowała 1850 koron (ok. 56 zł). Za główne danie, czyli polędwicę z dorsza trzeba zapłacić ok. 102 zł. Jako, że była to niedzielna pora obiadowa, musieliśmy troszkę poczekać na jedzenie, ale nie trwało to jakoś dramatycznie długo.

Warto wspomnieć, że restauracja jest czynna tylko w sezonie letnim.
Niedaleko Hauganes znajdują się co najmniej dwa ciekawe obiekty: browar Kaldi, do której można umówić się na wizytę oraz farma Vellir, czyli ekologiczne gospodarstwo i sklep z własnymi wyrobami. Farma skupia się głównie na uprawie truskawek, malin, porzeczek, warzyw i ziół. Sklepik jest malutki, ale uroczy. Na samym środku ustawiony jest stół z wszelkimi wyrobami, które można skosztować: są to głównie dżemy, konfitury np. z cebuli, chutney, czy pesto. Moje serce skradła dżem-galaretka z czarnych jagód z dodatkiem wina porto (sic!) oraz dżem rabarbarowo-truskawkowy, który rozmarzonymi oczami kulinarnej wyobraźni widzę na moich gofrach… Godny uwagi jest fakt, iż dżemy zawierają niewielkie ilości cukru nierafinowanego, dlatego można odrobinę zaszaleć 😉 Oprócz zapraw, możemy kupić jajka od szczęśliwych kur, które biegały po farmie, wędzone sery i ryby, suszone grzyby, jagodowe herbaty, aż po… dżem z bekonu.
Nie mogliśmy odmówić sobie oczywiście deseru. W sklepie można kupić również lody bio, kręcone, prosto z maszyny. Nie były zbyt słodkie, za to bardzo orzeźwiające, nie wyczułam w nich żadnej fałszywej nuty… Niebiańsko kremowe i tak bardzo niewegańskie…

Farma znajduje się w przepięknej dolinie Svarfaðadal, niedalko Dalvíku. Sklepik jest otwarty codziennie w godz. 13-18 w sezonie letnim. Jeśli jesteście akurat w północnej części Islandii, serdecznie polecam tę trasę na niedzielną wycieczkę. Nam zajęła ona ok. 4 godzin, nigdzie się nie spiesząc…
Hej! Znalazłam Cię w komentarzach do Janina Daily I postanowiłam sprawdzić o czym jest Twój blog. Jak na razie jestem zakochana i na pewno tak pozostanie :).
Islandia, kraj do zwiedzenia na mojej bucket list. Jak na razie nie do wykonania, ale może kiedyś!
PolubieniePolubienie
Oj mała poprawka, znalazłam Cie na Dr. Lifestyle, nie Janina Daily! Tak to jest jak sie czyta dwa blogi na raz i nie pamięta, gdzie, co było 😉
PolubieniePolubienie
Bardzo dziękuję za miłe słowa! Wow, pierwszy komentarz 🙂 Będę się starać sprostać oczekiwaniom 🙂 sprawdziłam Janinę Daily i chyba też tam zostanę na dłużej ! 😀
PolubieniePolubienie
Ja również jestem zakochana w Islandii mam.nadzieje odwiedzać Agnieszko Twój blog. Na północy jeszcze nie byłam ale mam nadzieję że poznam również ten rejon Islandii pozdrawiam cieplutko
PolubieniePolubienie
Serdecznie zapraszam, północ jest piękna! ❤
PolubieniePolubienie
Na wygląd pizza niczego sobie 😁 wzmaga apetyt. Muszę przyznać że powoli przekonuje się do Islandii i owych zwyczajów 😊
PolubieniePolubienie
Była bardzo dobra! Islandia ma wiele do zaoferowania 🙂
PolubieniePolubienie